piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 11.

      O szesnastej usłyszałaś dobijanie się do drzwi. Poszłaś otworzyć i twoje spojrzenie wyrażało jedno "Co kur..!?", bo przed drzwiami stał w samej osobie Kuba Błaszczykowski, a za nim podążał Marco.
-Cześć. Kuba Błaszczykowski.- podał ci dłoń.
-Cześć. Kasia Madej.- uścisnęłaś jego dłoń z uśmiechem.- Śmiało, zapraszam do salonu.- powiedziałaś i pokazałaś gdzie.- Marco, zabiję cię.- warknęłaś na niego, a on się szeroko uśmiechnął.- Czego się napijecie? Kawy? Herbaty?- spytałaś.
-Soku.- wyszczerzyli się piłkarze.
-Jabłkowego? Jabłkowo- miętowego? Pomarańczowego?- dopytywałaś.
-Jabłko- mięta.- znowu się wyszczerzyli.
      Poszłaś nalać soku do szklanek i wróciłaś z ciastkami do tego. Jak szłaś do salonu, słyszałaś szepty "Nie, ty jej powiedz" i "Jesteś facetem? To to zrób!". Weszłaś i się spytałaś, o co chodzi.
-No bo wiesz... Teraz jest kwiecień i w lipcu planujemy całą naszą grupą, czyli z Lewym, Piszczem i jego dziewczyną i jego córką, ze mną i moją żoną, Marciem i ze Svenem, chcemy pojechać do Turcji na wakacje. Chciałabyś z nami jechać?- spytał Kuba. Zaskoczył cię.
-Eee... No powiem, że mnie zaskoczyłeś... Ale... Wtedy tak na własną rękę czy z jakiegoś biura podróży?- spytałaś.
-Na własną rękę. Samolot sami sobie załatwimy, hotel też, tylko teraz zbieramy osoby. - powiedział Marco.
-No wiecie... Ile wtedy by to wyszło?
-Jeszcze nic nie wiemy, ale na początku chcemy zobaczyć, czy ten pomysł nam wyjdzie. Jeszcze musimy iść do Svena i Lewego, a Lewy jak to Lewy spyta się, czy jedziesz.- zaśmiał się Błaszczu.
-No powiedzmy, że jadę. A wtedy gdzie i do jakiego hotelu?
- Do hotelu Eftalia Resort. Wpisz se na necie.- uśmiechnął się Marco.
-Dobra, później... A wtedy na ile?
-No na dwa tygodnie. Kobieto, prosta odpowiedź: Tak. Nie masz innego wyboru.- zaśmiał się Błaszczykowski.
-Widać, że Polak.- uśmiechnęłaś się.
-No baa...- wypiął dumnie pierś.
-Dobra, zgadzam się.- zgodziłaś się w końcu.
     Chłopaki poszli około osiemnastej, zapewne do Lewego, a potem do tego całego Svena. Weszłaś na internet i wpisałaś nazwę hotelu. Twoja reakcja- otwarta buzia, szerokie oczy i później pisk. Dopiero kwiecień, a ty już chcesz tam jechać. Już teraz, natychmiast!
      Zadzwoniłaś do babci i rozmawiałyście do późnej pory- 22. Wykąpałaś się i poszłaś spać.
      Rano, gdy się obudziłaś, zaczęłaś krzyczeć ze strachu, bo ktoś cię zakneblował. Znaczy się, że nie zakneblował. Związał oczy. Ale skoro zawiązał ci oczy, a zapomniał o rękach, to raczej nic strasznego nie będzie. Odwiązałaś opaskę na oczach i pisnęłaś. Z zachwytu.
  ----
Ale ze mnie kłamczucha, nie? :> Mówiłam, że nic się nie pojawi, a tu suprajs, jednak coś się pojawiło :D Do kitu, bez sensu i w ogóle okropne, ale jest :) Ja już lecę, jest późno, chociaż i tak będę tu długo siedzieć i tego... :P Do następnego :) 

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 10.

      Co wczoraj się wydarzyło? Nic. Poza tym, że Robert pobił Marco i się pokłóciłaś z brunetem. A poza tym to nic, zupełnie nic. Pustka. Zero szczęścia. No i smutek. Jak zawsze. W końcu masz depresję. Kiedy owa depresja się pojawiła w twoim życiu? Pierwsze objawy dawała na drugim roku liceum. Pierwszy twój chłopak? Miałaś go przez pół roku. Miał na imię Karol. I to właśnie przez niego zaczęłaś mieć depresję. Wykorzystał cię. I to okropnie. To z nim straciłaś dziewictwo. I dlatego tak krzywo patrzysz na każdego spotkanego czy nowo poznanego chłopaka. Teraz uważasz komu ufasz. A później jak się ona rozwinęła? Ledwo co zdana matura z powodu choroby, wyjazd do babci i do Niemiec, samotne życie przez prawie trzy lata. I teraz co?
      Pojawili się, tak nagle, brunet i blondyn. Obydwaj przystojni i kochani. Kochani na swój sposób. A ty jak na razie kochasz tylko swoją babcię i małą Marię Piszczek. Rodziców się wyparłaś. Masz dwadzieścia dwa lata, a już się zachowujesz jakbyś miała co najmniej pięćdziesiątkę.
      Czas się zmienić. Czas znaleźć przyjaciółki i znaleźć zainteresowania. Czas zacząć żyć jak normalna dwudziestoletnia kobieta.
      I postanowiłaś iść dzisiaj na dyskotekę. Ubrałaś granatowe spodnie, koszulę, której rękawy podwinęłaś na 3/4, i śliczne białe botki, które miesiąc temu zakupiłaś. Do tego dobrałaś łańcuszek i zawieszkę do łańcuszka. Zrobiłaś makijaż oczu i związałaś swoje blond włosy w kucyk. Na domiar tego maznęłaś usta swoim brzoskwiniowym błyszczykiem  i jak to miałaś w zwyczaju związałaś włosy w kucyk.
      Tak przygotowana na dyskotekę wyszłaś z mieszkania i wpadłaś na Lewandowskiego, który stał pod twoimi drzwiami z bukietem róż. Spojrzałaś na niego z politowaniem. Zaczął cię przepraszać.
-Weź się zamknij, idź włóż te kwiaty w jakąś szklankę z wodą i zamknij mieszkanie. Przyjdę po klucze jakoś po północy, chyba że mi się znudzi wcześniej. Tylko daj mi numer mieszkania.- powiedziałaś szybko.
-Czterdzieści trzy.- mruknął, a ty mu podałaś klucze i poszłaś w stronę klubu.
     Bawiłaś się świetnie. Tylko że sama albo z jakimiś pijanymi pajacami. Około dwudziestej drugiej próbowałaś dodzwonić się do Marca, ale jak widzę nadaremno. Jednak z łaski swojej oddzwonił pół godziny później. Powiedział, że miał pilną rzecz do załatwienia. Taa, o dwudziestej drugiej w piątek. Super. Przed dwudziestą trzeciej przyszedł i tańczyłaś z nim, przytulając się. Poczułaś od niego charakterystyczną woń wina. Musiał pić. Przed wyjściem. Był pijany. A ty byłaś zła na niego. Nie odzywałaś się do niego i tak jak powiedziałaś mu przez telefon poszłaś o północy do Roberta. Byłaś lekko wstawiona, bo piłaś drinki, a mała dawka wódki czy piwa to już u ciebie źle wpływa. Dlatego pijesz wino. Nic ci po nim nie jest. Zapukałaś w drzwi ze złotą tabliczką "43". Otworzył ci zaspany w samych bokserkach. Musiałaś przyznać, że miał całkiem dobrze zbudowane ciało.
-Cześć, mogę kluczyki od pokoju?- spytałaś jak na twój stan dość trzeźwo.
-Hej. Słuchaj, może prześpisz się u mnie, bo widzę, że jesteś dość pijana i aż się dziwię, że Marco cię zostawił w takim stanie.- powiedział i wciągnął cię do mieszkania. Poszliście do sypialni, a Robert przyklęknął przy komodzie i po chwili wyciągnął ci koszulkę i ci ją podał.- W łazience w dolnej półce jest ręcznik. Idź się wykąpać i ubierz tą koszulkę i idź spać. Dobranoc.- już chciał wychodzić.
-Robert!- zatrzymałaś go.- Dziękuję, dobranoc.- uśmiechnęłaś się i poszłaś do łazienki.
       Zasnęłaś o drugiej w nocy. Gdy się obudziłaś o dziewiątej zdziwiłaś się, gdzie jesteś. "Ach, no tak. U Lewego." pomyślałaś. Wstałaś, wzięłaś swoje ubrania z dyskoteki i poszłaś do łazienki, gdzie się przebrałaś. Co jak co, ale nie lubiłaś długo leżeć w łóżku. Ta migrena... Wyszłaś z sypialni i weszłaś chyba do salonu, bo leżał tam Lewandowski. Patrzał się na biały sufit, błądząc gdzieś myślami. Przysiadłaś na fotelu. Obserwowałaś go. Leżał ubrany w białą koszulkę, opinającą jego ciało i w granatowe spodnie.
-Rob...- zaczęłaś nieśmiało.- Przepraszam, że zakłócam twoje zamyślenie, ale chciałam cię poinformować, że dziękuję za nocleg i że idę do siebie.- powiedziałaś i wstałaś z fotela.
-Nie, nie, poczekaj, Kasiu.- szybko wstał z łóżka.- Chodź na śniadanie. Co powiesz na jajecznicę?- szybko przeszedł do kuchni, zaglądając do lodówki. Poszłaś za nim. -Kawy? Herbaty?- spytał, wstawiając wody w czajniku elektrycznym.
-Herbaty, ale Rob...
-Wyspałaś się?- spytał, szukając patelni na jajecznicę.
-Tak, ale...
-Dobrze się bawiłaś na zabawie?- znowu ci przerwał.
-No można tak powiedzieć, ale Robert...- chciał znowu ci przerwać.- Nie przerywaj mi, bo wybiegnę z krzykiem, że mnie gwałcisz.- zaśmialiście się, a Robert sięgnął jeszcze po olej i zaczął robić jajecznicę. - No kurde, przez ciebie zapomniałam.- walnęłaś się w czoło i usiadłaś przy stole. -Daj, może pomogę.- odebrałaś od niego patelnię.- A ty zrób herbatę.- zaśmiałaś się i zrobiłaś jajecznicę.
      Zjedliście śniadanie w świetnych humorach, a ty poszłaś pół godziny później do swojego mieszkania z numerem trzydzieści dziewięć. Zaczęłaś sprzątać z włączoną muzyką.Około czternastej twój żołądek dał o sobie znak i musiałaś coś zjeść. Te coś, to była jakże zaufana zupka chińska. Coś ostatnio gustujesz w chińskich jedzeniach...

---------------
 Wybaczcie :( Nic się nie pojawi chyba do marca, chyba że nastąpi mnie przełamanie wenowe. Brak weny, blokada twórcza. Wiecie, nie? ;/ Tak samo na opowiadaniu o Alku nic nie powstanie do marca. Trzymajcie kciuki o szybki powrót do pisania. Do popisania :) ! 

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 9.

      O osiemnastej miałaś lot z Dortmundu do Poznania. Swoje miasto przywitałaś kaszlem. Czyli normalka. Wzięłaś swoje bagaże i poszłaś do bloku. Otworzyła ci starsza pani, bo zmieniłaś zdanie i nie pojechałaś do Olki. Od razu wpadłyście sobie w ramiona, przewracając twoje bagaże. Babcia cię wycmokała i weszłyście do jej mieszkania. Do 20. roku życia mieszkałaś właśnie z nią. Sama namówiła cię na Dortmund, sama tam kiedyś mieszkała. Ojciec też ją wyrzucił z domu. Ale dobra. Babcia, jak to babcia musiała cię nakarmić, bo według niej, chudo wyglądasz. Ile wy się naśmiałyście, ile tego... Około dwudziestej włączyłaś dopiero telefon.
-Gdzie ty jesteś!?- napisał Robert.
-Cześć. Rob mi mówił, że cię nigdzie nie ma... Gdzie jesteś? Nic sobie nie zrobiłaś?- napisał Marco.
      Nie odpisałaś im. Nie powiedziałaś im, że wyjeżdżasz. To było tak na spontanie, dwa dni po "randkach". Caluteńkie dwa dni.
       U babci byłaś cały tydzień. Ile ty przytyłaś, matulu! Weź się teraz odchudź sama. Na ostatni dzień, przed wylotem, poszłaś do przyjaciółki- Olki. Ile wy się naopowiadałyście, ile pośmiałyście. W końcu dwa lata się nie widziałyście! O czternastej miałaś lot powrotny, więc około siedemnastej, po wszystkich zakupach, mogłaś się położyć w spokoju. Myślałaś, że w spokoju, bo ten spokój zakłócił ci nikt inny jak Lewandowski.
-Gdzie ty byłaś!?- naskoczył na ciebie.
-A może by jakieś "cześć"?- spojrzałaś na niego, swoimi oczętami.
-Gdzie byłaś?- spytał już spokojniej i wszedł ot tak do twojego mieszkania.
-W Poznaniu.- odpowiedziałaś.- I w ogóle co cię to obchodzi? Nie jesteśmy razem.- warknęłaś, zamykając drzwi.
-Bo cię kocham, rozumiesz?- powiedział i zbliżył swoją twarz do twojej.
-Rozumiem. Ale ja...- próbowałaś się odsunąć, robiąc kroki w tył, lecz wkrótce uderzyłaś w ścianę plecami. -Fuck.- mruknęłaś. Coraz bardziej się przybliżał do ciebie i już miał cię całować, ale ty, szybka i sprytna schyliłaś się w dół i poszłaś do kuchni.- Napijesz się czegoś?- spytałaś, a w odpowiedzi usłyszałaś zamykane drzwi.
       Oparłaś się o ścianę i zjechałaś po niej, chowając twarz w dłoniach. Tak, płakałaś. Ze swojej głupoty. I co z tego, że masz dwadzieścia dwa lata? I co z tego, że śmiejesz się z innych dziewczynek, które mają rozterki życiowe, bo nie wiedzą, czy mają wybrać tego ładniejszego czy tego z większym bickiem? Nic. Teraz jesteś tak trochę podobna do nich. Ale... No tak, cała ty, nic nie wiesz...
        Przestraszyłaś się. Bałaś się tego, że pójdziesz od razu z nim do łóżka... I nagle ktoś lekko do ciebie zapukał. Wstałaś i słabym krokiem podeszłaś do drzwi. Czułaś, że zaraz zemdlejesz. Ale ty się nie dajesz i otwierasz drzwi.
-Cześć.- uśmiechnął się Marco. Lekko ucałował cię w policzek.
-Hej...- westchnęłaś i wpuściłaś go do mieszkania. Gdy wszedł, zamknęłaś drzwi.
-Płakałaś?- spytał, a ty szybko wytarłaś łzy.- Dobra, mniejsza. Gdzie byłaś?- spytał.
-W Poznaniu.- odpowiedziałaś krótko.- Napijesz się czegoś?- spytałaś, wchodząc do kuchni. Marco wszedł za tobą.
-Masz jakiś sok?- spytał.
-Pomarańcza.- uśmiechnęłaś się zachęcająco.
-A to poproszę, lejdi.- zaśmiał się, a ty za nim, wyciągając dwie szklanki i lejąc do nich sok.- A po co byłaś w Poznaniu?- spytał.
-Do babci pojechałam.- powiedziałaś, a Marco spojrzał na ciebie, byś kontynuowała.- Nie daję już sobie rady. Wiodłam spokojne życie, a tu nagle Robert się pojawił, potem ty, a na domiar tego ten wyrostek. I już czasami nie wytrzymuję.- i znowu wybuchnęłaś śmiechem. Desperackim. I później zaczęłaś płakać.
-Cii, skarbie...- kucnął przed tobą Marco i trzymał za dłonie. -Brałaś tabletki?- spytał.
-Nie...- wyszeptałaś.
-Gdzie je masz?- spytał.
-Nie, no co ty... Nie będę ich teraz brała, jest już dobrze.- uśmiechnęłaś się i wytarłaś łzy.
       Marco cię przytulił. Najmocniej. Czułaś się bezpiecznie. Do swoich nozdrzy wciągnęłaś zapach perfum. Namiętne i delikatne. Już pokochałaś ten zapach. Ale.. Nie wiesz czy pokochałaś jego całego. Od stóp po czubek głowy. Jakąś godzinę później, żegnaliście się, stojąc w progu. Schodził Lewandowski.
-Przytul mnie.- wyszeptałaś i przytuliłaś się do Marco, a Marco do ciebie.- Dziękuję.- ucałowałaś go w policzek.- Do zobaczenia.- uśmiechnęłaś się i zamknęłaś drzwi.
       Usłyszałaś kłótnię między nimi. I nagle...
-Zostaw go! Robert!- wybiegłaś do nich w dobrym momencie, gdy Robert bił Marco.- Czy ty głupi jesteś? Od razu się bić!? Pomyśl czasami!- krzyczałaś na niego. -Wszystko dobrze?- podeszłaś do Marco.
-Tak, dzięki.- uśmiechnął się.- Do zobaczenia.- i odszedł.
-A ty to czasami myślisz!? Umiesz myśleć!? Już nie mogę się do nikogo tulić!? Ani całować w policzek!? Nie chodzimy ze sobą, więc mam prawo!- krzyczałaś na cały blok, jak nie na całe osiedle, ale tutaj mieszkają Niemcy, więc polskiego nie zrozumieją.
-Kasiu, ciszej...- szepnął Robert.
-Co ciszej!? Myślisz, że jesteś jakimś marnym piłkarzykiem, to możesz wszystko!? Nie przeniesiesz gór! Aaa! Odwal się!- krzyknęłaś, gdy chciał cię przytulić. Zamknęłaś drzwi z głośnym trzaskiem. -Cholera, i weź tu teraz któregoś wybierz.- wyszeptałaś do siebie i poszłaś się wykąpać, zjeść kolację i spać.

---------------------------
Jestem! Tak i oto przyszło takie coś na wasz Enthernet! XD Czy Internet, jak wolicie. Z góry przepraszam, za to coś... Oj się narobiło. :D Zrobię zakładkę "Bohaterowie", gdzie będziecie mogli zobaczyć wygląd najgłówniejszych bohaterów. Także no... Do kolejnego! :)