czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 15, cz.II

      Dlaczego ludzie są tacy chamscy? Tacy pozbawieni wiary, nadziei, miłości? Dlaczego twój szef jest bezduszny i wykorzystuje nic nie znaczące sekretarki, które tydzień później odchodzą zastraszane? W końcu wypadło na ciebie. Zostałaś zawołana, gdy usuwałaś z poczty kolejne reklamy kosmetyków. Usiadłam na fotelu niespokojnie. Naprzeciw ciebie usiadł szef.
-Więc Kasiu... Masz do wybrania dwie opcje... Odejście z pracy lub puszczanie się ze mną- uśmiechnął się do ciebie.
-To wybieram tą pierwszą- odpowiadasz szybko i równie szybko wyszłaś z gabinetu.
     Wyjęłaś jakiś karton i szybko spakowałaś swoje papiery i rzeczy. Jeszcze na chwilę weszłaś do gabinetu.
-Przecież Kasiu, nikt ci nie kazał teraz...
-Ale ja chcę. Okres wypowiedzenia na trzy miesiące tak?
-Masz jeszcze urlop miesięczny. Weź ten urlop i sobie wszystko przemyśl- szepnął Eryk, który stanął obok ciebie.
-Masz urlop miesięczny płatny. Idź, ja ci zapłacę i przemyślisz to- powiedział szef.
-Nie. Podjęłam już decyzję- mówiłaś nadal opanowana.
     Oddałaś kluczyki od szafki pod biurkiem i pożegnałaś się z Erykiem. Wyszłaś z szarego budynku z uśmiechem. Odchodzisz z pracy, której tak nienawidziłaś... Nasunęłaś okulary przeciwsłoneczne na nos i z uśmiechem przeszłaś przez majowy Dortmund. Czas znaleźć pracę... Ale to jest koniec maja, żadna szkoła nie będzie szukać pewnie sekretarki. Chociaż... Zawsze można próbować. Po kilkunastu minutach spacerku przy słońcu byłaś już w mieszkaniu. Wygodnie rozłożyłaś się w salonie.
     To koniec. Nie masz pracy, twoja rodzina mieszka w Polsce, a Robert, Marco, Kuba i Sven mają koniec sezonu i są na wyjeździe w Monachium. Właśnie- Monachium. Ty załatwiłaś współpracę dawnej firmie. Poczułaś, że wibruje ci telefon i szybko go odebrałaś.
-Halo?- spytałaś.
-Pani Kasiu, niech pani do nas wróci. Obiecuję, że nigdy panią nie będę próbował zastraszać. Jest pani najlepszą sekretarką jakąkolwiek miałem. Pani Kasiu, ja mówię prawdę... Nigdy nie dzwoniłem do żadnych z tamtych sekretarek, a pani... Pani jest wyjątkiem, pani umie skupić się na swojej pracy i nie daje sobą szastać i poniżać... - mówił twój nadal szef, przecież jeszcze nie dałaś wypowiedzenia.
-Niech pan skończy, dobrze?- przerwałaś mu. -Mogę wrócić. Ale w sierpniu odchodzę- powiedziałaś. Czy ty w tym momencie właśnie myślałaś?
-Dlaczego?
-W lipcu mam wyjazd do Turcji, proszę pana. Jutro przyjdę na popołudnie, okej?
      Właśnie zaczęłaś zachowywać się jak gwiazdka. Uwaga, Katarzyna Madej jest gwiazdeczką. Po chwili rozłączyłaś się z nadal twoim szefem. Wywnioskowałaś, że właśnie zaczęłaś rozdawać karty. Nie chcesz tego... Wstałaś z kanapy i poszłaś do kuchni. Zajrzałaś do lodówki i wyciągnęłaś marchewkę. Obrałaś ją i zjadłaś. Wybrałaś numer do Svena. Opowiedziałaś mu całą historię. Ogółem to na końcu się okazało, że słuchał ciebie Sven, Robert, Marco, Jakub i Łukasz. Pozdrowiłaś ich i się rozłączyłaś. Odetchnęłaś głęboko. Nagle wpadła do ciebie mała Maria, ale bez twojej kuzynki.
-Ciociu, słuchaaj... A ty masz już chłopaka?- zaświergotała.
-Nie, Mario. Co ty tu w ogóle robisz?
-A wybierzesz Robcia czy Marco?
-Mario, błagam cię- jęknęłaś.
-Odpowiedz mi- powiedziała poważnie, zbyt poważnie na jej wiek.
-Mario- warknęłaś.
-Ciociuuu, odpowiedz mi- warknęła.
 -Marysiu, Robert jest miły i szalony, Marco tak samo. Na dzień dzisiejszy wybrałabym Marco- szepnęłaś.
     Maria się wyszczerzyła i już jej nie było. Dlaczego właśnie Marco? Zaplusował u ciebie tym, że raz cię pocieszał, kiedy wróciłaś z Poznania... Ale patrząc na to, to Robert pobił raz Marca, ale zrobił ci śniadanie-niespodziankę i "wyrównał". Ale... No cholera, głupia ty, oj głupia... Wyjęłaś pamiętnik i znalazłaś długopis w gwiazdki i księżyce.
26.05.2015 rok. 
Dortmund, Niemcy. 
Jestem głupia. Zapominam o depresji i zaczynam cieszyć się życiem. Jest spoko. 
Madejka. 
     ___________________________________________
No i to by było na tyle. Kolejny za miesiąc, tydzień... Nie wiem. 

sobota, 4 kwietnia 2015

ŻYCZENIA

No to życzę Wam z okazji Wielkanocy:
-bogatego "zajca", 
-dobrego baranka, 
-dobrej pogody, 
-jeśli u kogoś jest śnieg to zajączka ze śniegu, 
-no i mokrego Dyngusa :) 
Całuję i pozdrawiam. 

niedziela, 29 marca 2015

INFORMACJA

Jestem zmuszona to napisać- posty nie pojawią się do 10 kwietnia. Tak sądzę, że się pojawią przed 10. (8-9 kwietnia może, nie wiem)...  
Mam okropny zastój. A jeszcze idę do szpitala. Wiele rzeczy mam ostatnio na głowie. 
Przepraszam. :( 

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 15, cz.I

      Spotkanie przeszło wam doskonale. Za dwa dni twój szef i dwóch innych "podszefów" jadą do Monachium podpisać umowę. Cały dzień jakoś tak szybko ci zleciał. Pod wieczór przyszedł do ciebie Błaszczykowski z jakimś blondynem. Zaproponowałaś im sok, ale odmówili.
-Sven Bender- podał ci dłoń owy blondyn.
-Katarzyna Madej- uścisnęłaś jego dłoń.
       Nie ukrywajmy- według ciebie był przystojny. Ale czy jakikolwiek mężczyzna/chłopak nie był dla ciebie przystojny? No właśnie, więc nie marudź już w swoich myślach.
-W końcu cię poznałem. Lewandowski z Reusem wiele o tobie mówią- powiedział Sven, a ty się zarumieniłaś. -Mówili, że ładnie się rumienisz, ale że aż tak?- zaśmiał się.
-Wcale nie- szepnęłaś roześmiana.
        Wieczór minął wam wesoło. Sven jest mega sympatyczny, kto wie? Może się zaprzyjaźnicie. Nie masz komu się wygadać, a on wygląda na kogoś, kto może ci pomóc. Błaszczykowski wyszedł, a wy zostaliście sam na sam.
-Sven, ja muszę ci coś powiedzieć...- szepnęłaś zawstydzona.
-Słucham cię- usiadł wygodniej.
-Ja mam depresję... Od prawie pięciu lat... Tabletki mi nie pomagają... Z resztą... Co ja ci będę opowiadać, jestem tylko zwykłą Polką- westchnęłaś.
-No opowiedz... Posłucham cię, może ci ulży w końcu- uśmiechnął się do ciebie. -Ale jak nie chcesz mówić, to nie...
-Nie, nie... Powiem ci to... - wzięłaś głęboki wdech.
        Po półgodzinnej opowieści i przepłakanych łzach, siedziałaś wtulona w Svena. Wysłuchał cię, a ty czułaś się tak, jakby ci ulżyło chociażby o połowę... Ogarnęłaś się i przeprosiłaś za to Svena. Zrozumiał cię. Opowiedział ci historię o jego ciotce. Ona też cierpiała na depresję i przez dziesięć lat nie opowiedziała tego nikomu, co czuje.... I się zabiła. Wzruszające, co?
       Pożegnałaś się z Niemcem i opadłaś na kanapę. Tyle się tu wydarzyło, a ciebie zmógł sen. Sen o wakacjach w Turcji. Nad morzem ty i Robert, całujecie się. Budzisz się. Sprawdzasz godzinę- druga dwadzieścia jeden. Idziesz pod prysznic. W ręczniku paradujesz po sypialni i zakładasz piżamę, bieliznę... Zasnęłaś znowu.
    -Nie! Marco! Zejdź z tego mostu!- krzyczałaś, błagałaś, płakałaś... 
-Jeśli nie mogę cię mieć, to dlaczego mam żyć!?
-Po prostu nie rób tego! Jesteśmy tylko przyjaciółmi!
-No właśnie! Tylko!- blondyn skoczył z mostu, a ty skoczyłaś za nim. 
Ciemność. Zimno. Jasność. Ciepło. Ciemność. Zimno. Jasność. Ciepło. Tyle kontrastu, a ty nie wiesz, gdzie jesteś. 
       Obudziłaś się zlana zimnym potem. Sprawdziłaś godzinę- szósta. Ubrałaś się, umalowałaś i uczesałaś. Zjadłaś śniadanie i powolnym krokiem ruszyłaś w stronę firmy. Kolejny szary dzień i monotonny. Normalka...

____________
Pisany na szybko, ale jest :> Czo ta Kaśka... Ta "nieufna" zaufała Niemcowi ._. Kolejny nie wiem kiedy. Postaram się na poniedziałek, jak nie na następny tydzień dopiero. Przepraszam :< 

sobota, 21 marca 2015

Rozdział 14.

        Rozterki miłosne to najgorsze co jest, co? Ty masz dwadzieścia dwa lata i depresję. Sama się śmiejesz z "hot nastolatek" jak nie wiedzą kogo wybrać i chcą się doradzić "best friends". A na następny dzień (jak nie kilkanaście minut później) mówią to innej swojej "bestce" i tak się dowiaduje cały świat, że owa dziewczyna nie wie czy wybrać Roberta czy Marco.
        A ty postanowiłaś- samotne życie. Miłość przychodzi w najbardziej nieodpowiednim momencie. Twe marne życie Polki... W Niemczech... Wszystko wokół się zmienia, nawet ty.
       Westchnęłaś i podniosłaś się z kanapy. Sprawdziłaś godzinę- dwudziesta druga czterdzieści. Oj, no to zaszalałaś z tymi rozmyśleniami z lampką wina. Miał to być spokojny wieczór, a ty rozmyślałaś,  czytałaś stare wpisy z dziennika i piłaś czerwone wino. Usłyszałaś pukanie do drzwi.
-Kogo diabły niosą dzisiaj w nocy?- warknęłaś i otworzyłaś drzwi.
-A mnie niosą- wyszczerzył się Lewandowski. Był pijany.
-Właź- nakazałaś.
-Dziękuję, nie byłbym w stanie dojść do mieszkania- uśmiechnął się, zdjął buty i kurtkę i padł w salonie na kanapę i zaczął chrapać.
      Szkoda ci było go zostawić tak i dlatego wzięłaś swoje kosmetyki. Pomalowałaś go i zrobiłaś mu zdjęcie. Po chwili poszłaś spać. Nie będziesz go przecież budzić. Lepiej wysmarować go i zrobić zdjęcie, które... No właśnie? Co z nim zrobisz? Wywołasz na jego urodziny i mu wręczysz. Tak, to najlepszy sposób.
     Chwilę później poszłaś do sypialni, ale nie mogłaś zasnąć. Przepłakałaś pół nocy. Około czwartej nad ranem poszłaś do Lewandowskiego. Zrobiłaś sobie miejsce obok niego i przytuliłaś się do niego. Zasnęłaś ze spokojem. O szóstej pięćdziesiąt obudził cię budzik. Przeciągnęłaś się i spojrzałaś na Roberta. Oddychał miarowo.
-Kurde, trzeba by było cię Lewandowski obudzić...- mruknęłaś i zaczęłaś go budzić. Na daremno. Poszłaś po garnek i drewnianą łyżkę i zaczęłaś koncert.- Bejjebee, bejbeee, oooo, bejbeee!!- śpiewałaś "przebój" Justina Biebera.
-Wyłącz ją!- krzyknął Lewandowski zatykając uszy, a ty wybuchnęłaś śmiechem.- Nie śmiej się- chlipnął.
-A jak cię miałam obudzić?- spytałaś.
-No buziak w usta by wystarczył...- mruknął . -Dlaczego tak wcześnie?- ziewnął.
-Bo idę o ósmej do pracy- odpowiedziałaś.
     Zwlekłaś się z łóżka (kanapy) i poczułaś ogromny ból w plecach. Syknęłaś i poszłaś do szafy. Wyciągnęłaś jakieś oficjalne ubranie, czystą bieliznę i z jakiejś szafki maść przeciwbólową. Poszłaś do łazienki i się wykąpałaś. Nie przeszedł ci ból i dlatego posmarowałaś plecy maścią. Ubrałaś się i zrobiłaś lekki makijaż, a do tego zrobiłaś sobie lekko lokowane włosy. Sprawdziłaś godzinę i poszłaś do kuchni, gdzie zastałaś już gotową jajecznicę i kakao. Westchnęłaś i podeszłaś do bruneta i ucałowałaś go w policzek, a on obdarzył cię mega szerokim uśmiechem. Zjedliście śniadanie i wypiliście kakao. Po ubraniu jakiś szpilek, kurteczek i okularów przeciwsłonecznych z dodatkiem torby, wyszliście z mieszkania. Robert chciał cię odprowadzić.
     Weszliście do szarego budynku. No właśnie, gdzie ty pracowałaś? W firmie. Tylko jakiej? Sonne. Kto normalny by dawał swojej firmie nazwę "Sonne", czyli słońce? No kto? Jak to nawet nie ma nic ze słońcem wspólnego. Szary budynek, szarzy ludzie, a oni chcą zarobić coś na łapaniu słońca, obliczaniu zaćmienia czy czegokolwiek związanego z słońcem. Czy to była astronomia? Bóg wie. Robert, gdy zobaczył tutaj tych twoich wszystkich współpracowników zaczął ci współczuć.
-Ej, Kaśka, ja ci współczuję tej pracy tu...- westchnął po polsku.
-A mi pan nie współczuje?- zaśmiał się twój ulubiony "astronom" Eryk.- Eryk Wajman. Nie, nie gram w tym słynnym polskim serialu. Po prostu Allah mnie tak ukarał- tak, Eryk wierzył w Allaha, a wierzenia był islamskiego. Był mega sympatyczny mimo tego.
-Robert Lewandowski- podał mu dłoń Lewandowski lekko zdziwiony.- Wierzysz w Allaha?- spytał.
-Tak, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza- uśmiechnął się Eryk.
-Nie, skąd... Tylko mnie zaskoczyłeś pozytywnie- przyznał Robert.- I tak, współczuję wam obydwóch. Dobra- klasnął lekko w dłonie.- Będę się zbierał, trzeba się wyspać- spojrzał na ciebie z rozbawieniem.
-Pa- ucałowałaś go w policzek i rozstawszy się po chwili z Erykiem poszłaś na swoje stanowisko pracy.
      Siedziałaś i układałaś Pasjansa. Postanowiłaś wejść na pocztę e-mail firmy. W końcu jesteś ich sekretarką. Kilka set nowych e-maili. Dwa o współpracy. Jedno od Beiersdorf AG z Hamburgu, a drugie od Siemens AG z Monachium. Poszłaś do szefa i mu to przekazałaś. Powiedział, że masz zwołać spotkanie na dwunastą to i tak zrobiłaś.Wydzwoniłaś do wszystkich "podszefów" i zgodzili się przyjść. W końcu żal by było nie przyjść, a to ich obowiązek. Twój też.
      Do dwunastej znalazłaś obydwie firmy na Internecie i przygotowałaś projekt. Tak patrząc na to z twojego punktu widzenia wolałabyś firmę z Monachium. Po pierwsze jest wyżej notowana, a po drugie jej główną branżą jest technologia i byście mieli chociażby nowe teleskopy czy jak Pan je zwał.

_________________________________________________________________________________
I jest sobota wieczorem (jak nie w nocy dla niektórych... 21 dopiero ;D ) i dodaję to na bloga. Cóż, wyszło jak wyszło, zostawię to bez komentarza :) Hm... Mam pomysł na nowe opowiadanie, ale chcę skończyć te i Alka... A na to mam jeszcze wiele planów, np. ten wyjazd do Turcji i poznanie Svena, bo jeszcze Kaśka go nie poznała, z resztą ja też :D 
No to co? Do czwartku jak się wyrobię? :) No to hop! :D 

czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 13.

      Jak co dzień wstałaś. Poniedziałek. Szary dzień bez przyszłości... Ale gdyby nie poniedziałek, to by był od razu wtorek... Po- niedziałek. Po niedzieli. Nie ogarniasz tego. Ubrałaś się i podążyłaś do kuchni. Zjadłaś śniadanie i poprawiłaś blond włosy, robiąc sobie przy okazji, tzw. kłosa. Spojrzałaś na godzinę. Trzeba się zbierać. Nasunęłaś na stopy czarne szpilki z czerwoną podeszwą, wzięłaś torebkę z niezbędnymi rzeczami i nałożyłaś beżową kurteczkę skórzaną. Wyszłaś z mieszkania i je zakluczyłaś. Schodziłaś schodami w dół i poprawiłaś sobie okulary przeciwsłoneczne, które założyłaś, gdy wychodziłaś z mieszkania.
     I się zaczęła monotonia- dom-praca-Maria-dom. Normalka. Masz nadzieję, ale taką cichą, że Maria kiedyś będzie ci mówiła wszystko- od pierwszego chłopaka, po pierwszy dzień w innym kraju, czy po pierwszą zdradę. Kochasz ją. Traktujesz ją jak córkę. Chcesz mieć dzieci. Taak, chcesz je... Tylko z kim?
    Twój plan na dzisiaj jest prosty- przeżyć bez tabletek. Ogólnie to zapomnieć o tym, że siedzisz w biurze układając Pasjansa, gdy za drzwiami szef puka inną sekretarkę. Normalka. To są Niemcy, tego nie ogarniesz. A może byś wróciła do Polski, do Poznania?
     Twoja praca się skończyła- jest czternasta. Swoje kroki skierowałaś do przedszkola. Zostałaś przywitana głośnym "Dzień dobry" w języku niemieckim. Ty się w odpowiedzi uśmiechnęłaś i odebrałaś Marię z owego budynku. Poszłyście do mieszkania i zjadłyście jedzenie, które zakupiłyście w restauracji kilka ulic wcześniej.
     Maria się bawiła, ty sprzątałaś. Jak zawsze. Usłyszałaś pukanie do drzwi. Drzwi otworzyła Maria.
-Lewy!- krzyknęła szczęśliwa.
-Cześć, mała- uśmiechnął się, a ty spojrzałaś na niego.- Cześć duża- zaśmiał się.
-Cześć wielki- wytknęłaś mu język.- Co chcesz?- spytałaś.
-Idę na trening i chciałem się spytać czy idziesz ze mną i z Marią- uśmiechnął się.
-Mogę iść- uśmiechnęłaś się i założyłaś kurtkę, szpilki i nasunęłaś okulary przeciwsłoneczne.To samo zrobiła Maria.- A co to się stało, że przyszedłeś mnie zaprosić na trening?
-Błaszczu kazał byś poznała Svena- wzruszył ramionami.
     Szliście się ciesząc z tego co macie. Przyjaźń i Marię, która co chwilę stykała wam dłonie. Śmialiście się z niej, a ona chciała was jakoś, no ... Spiknąć. Weszliście na stadion, a ona pobiegła do Piszczka. Uśmiechnęliście się do siebie z Lewandowskim i ty poszłaś na trybuny, a on do szatni się przebrać. Po jakichś piętnastu minut obserwowałaś z młodą trening piłkarzy. Jezu, ile oni biegają... Ale dla każdej miłości ważne są poświęcenia. Nawet dla takiej, dla której ci się wydaje bezsensowna. Ale cóż... Ty takowej nie masz...
      Trening się skończył, a Piszczek wziął ze sobą Marię. Ty czekałaś na Lewandowskiego przed stadionem i wyszedł pierwszy Marco. Próbował cię zagadać, byś poszła z nim, ale ty już to obiecałaś Lewandowskiemu.
      Gdy wróciłaś do domu wyciągnęłaś dziennik. Zaczęłaś pisać...
20.04.2015 rok.            
Dortmund, Niemcy.
 Chcę żyć. Czuję swój stan. Mam dla kogo żyć. Chcę tego w pełni serca... 
Mająca nadzieję- Madejka. 
       Tak, chcesz żyć. Masz dla kogo- Maria. To twój mały kwiatuszek, serduszko małe... Kochasz ją.

--------------
Tak oto powstawszy to coś w pełnym płaczu z barku weny. Nie mogę >.< Taki oto, zbyt opisowy. Wolicie jak opisuję czy jak są dialogi? Czekam na komentarze... :) 

piątek, 6 marca 2015

Rozdział 12.

      Przed twoimi oczami widniał wielki transparent: "KASIU! DZIEŃ DOBRY, KOCHAM CIĘ! :)" i już wiedziałaś, kto kręci się po twoim domu. Lewandowski. Wstałaś, rozciągając się na wszelkie strony wydając przy tym nieznane ci dźwięki. Narzuciłaś jakiś rozciągnięty i rozpinany sweterek i poszłaś do kuchni, gdzie był Lewandowski. Oparłaś się cicho o framugę i obserwowałaś napastnika w zabawie z patelnią.
-No to widzę, że pan Lewandowski się zgubił i nie wie, gdzie jest olej?- zaśmiałaś się, a on przestraszony podskoczył i uderzył głową o drzwiczki szafki, w której szukał oleju.
-Wstałaś już?- spytał zaskoczony masując sobie czubek głowy.- No to gdzie jest olej?
-Na dole w szafce obok lodówki.- uśmiechnęłaś się.- Dzięki za ten transparent i za prawie śniadanie...- uśmiechnęłaś się znowu.
       Patrz, jeden mały gest, a zapominasz o desperacji. Może jak tak dalej pójdzie to się jej pozbędziesz raz na zawsze?
-A właściwie jak tu wszedłeś?- spytałaś, podając Robertowi jajka.
-Wiesz, dorobiłem sobie klucze...
-Włamałeś się.- stwierdziłaś, przerywając mu wypowiedź, która zapowiadała się długą historią.
-Tak.- potwierdził i zaczął robić jajecznicę.- To miało trochę inaczej wyglądać, bo miało być śniadanie do łóżka, a tu lipa...- zrobił smutną minę.
-Okej.- poszłaś do łóżka i udawałaś, że śpisz.
      Piętnaście minut później przyszedł Robert z tacą, a na tacy jajecznica, kanapki z Nutellą, kawa i ketchup. Podziękowałaś Robertowi i zaczęłaś jeść. Widziałaś, ile mu to szczęścia sprawia, ile się uśmiecha. Tylko nie wiedziałaś, skąd on wiedział, że preferujesz jajecznicę z kanapkami z czekoladową mazią i ketchupem. Spytałaś się go, skąd on wiedział, a on odpowiedział:
-No wiesz... Nutella to była jedyna rzecz do chleba, jaką miałaś i pomyślałem, że to będzie dobrze, a ketchup, bo sam preferuję jajecznicę z ketchupem.- wyszczerzył się, ale dość niepewnie.
-No dobrze...- spojrzałaś na niego.
      Bałaś się, że odnalazł twój dziennik sprzed trzech miesięcy. Ale to mało możliwe. Przecież masz go włożonego w rękaw starej koszulki, a stara koszulka leży w małym kartoniku, mały kartonik w średnim, a średni kartonik w dużym, a sam duży karton jest przykryty warstwą ciuchów na dnie szafy. Nie, nie mógł go znaleźć.
       Do południa świetnie się bawiłaś z Lewandowskim. Karaoke, wspólne sprzątanie, pięknie. Coraz bardziej się do niego zbliżałaś. Zjadłaś zupkę chińską i postanowiłaś znaleźć swój dziennik, który prowadziłaś od początków desperacji. Nie uzupełniłaś go od trzech miesięcy, a dokładniej odkąd spotkałaś Lewandowskiego.
        Taak, to już trzy miesiące... Chyba. Straciłaś rachubę czasu. Wyjęłaś dziennik i go otworzyłaś. Ostatni wpis był przed wyjazdem do babci. A, to nie trzy miesiące... Góra miesiąc. Chociaż nie... Tydzień. Tak, góra dwa tygodnie. A nie wiem już sama. Ty też nie.
      Wzięłaś długopis i zaczęłaś pisać...
    18 kwiecień 2015, Dortmund. 
Jestem zrozpaczona. Ale nie tak jak zawsze. Jakoś tak w ten sposób... Ten miły? Nie. Z resztą nie wiem. Nie mam siły, by żyć. Ale... Są ludzie, którzy mi pomogą, nawet kiedy będzie źle. Mam taką nadzieję. Robert, Marco, Maria, Łukasz, Kuba... Lubię ich. Ale czy oni mnie? 
Tyle im zawdzięczam. Chociaż Kubę znam kilka godzin...Ale Robertowi tak. Dzisiaj nawet się uśmiechałam i śmiałam, tak szczerze, ba! Nawet teraz mam uśmiech, gdy o tym piszę :) Marco? Oj, tak Marco. To dobry przyjaciel :) Maria- kocham te dziecko. Ma już chyba plan jak mnie zeswatać z Robertem albo Marciem :D Tylko muszę dojść do takiej formy, jaką powinnam mieć :P Od poniedziałku idę do pracy :/ Już. Chociaż kilka dni wolnego dobrze robi. Łukasz to jest całkiem fajny chłopak, ale dla mnie przyjaciel. To tata Marii :) A Kuba? Ma żonę ;)
Dowiedziałam się, że mam lecieć z Lewym, Resuem, Piszczkami, Błaszczykowskimi i jakimś Svenem do Turcji, a dokładniej do Eftalia Resort czy jakoś tak. 
Nie powiem, wakacje zapowiadają się ciekawie, ale zobaczymy co będzie. 
No cóż, muszę już lecieć. 
Chora psychicznie, całe życie nieszczęśliwa... Inaczej Kasia Madej. :P 
      Twój tłok myślenia jest dziwny, tak bardzo. Ale co masz na to poradzić? No nic....

_____
No to jest kolejny :p Brzydki, ohydny i wql...Jakiś taki inny... Zbyt romantyczny? :P
KOMENTARZE, KOMENTOWAĆ! PLIZ!