sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 8.

     Wróciłaś do mieszkania najedzona. Marco odprowadził cię pod blok. Trochę się ochłodziło, więc ubrałaś czarną kurteczkę z ćwiekami, białą sukieneczkę, rajstopy, botki i torebeczkę. Do tego dobrałam złotą bransoletę. Wypsikałaś się czekoladowymi perfumami i umalowałaś się w lekki makijaż oczu. I równo o szesnastej zadzwonił dzwonkiem do twoich drzwi Robert. Wyszłaś i przywitałaś się z nim. Śmialiście się, rozmawialiście... Jak za dawnych czasów... Nagle zeszliście na temat rozmowy o tej "pomocy".
-Możesz na mnie nakrzyczeć. Bo to jest kłamstwo.- przyznał się Robert.
-Wiedziałam...- mruknęłaś i weszliście do parku. -Robert... Dlaczego ty tak reagujesz, jak rozmawiamy o Marcu albo jak z nim jestem?- spytałaś.
-Ale jak reaguję?- spytał udając głupka.
-No, naskakujesz na mnie... Krzyczysz i w ogóle...- mruknęłaś.
-Bo martwię się o ciebie, jesteś dla mnie ważna.- spojrzał na ciebie z miłością.- Szybko się zakochuję i chyba właśnie się zakochałem...
-We mnie?- spytałaś.
-Tak, Kasiu... Chcesz ze mną chodzić?- spytał.
-Nie jestem gotowa na związek, uwierz mi...
-Doskonale cię rozumiem...- uśmiechnął się smutno.
      Później poszliście do swoich mieszkań i zadzwonił do ciebie Marco. Rozmawialiście na głośnomówiącym, a ty zmywałaś makijaż. Trochę słońce świeciło ci w twarz, a ty się śmiałaś jak głupia, gdy Marco opowiedział ci kawał o Polaku, Czechu i Rusku. Później opowiedział ci o blondynce i powiedział, że musi kończyć. Pożegnaliście się i dokończyłaś zmazywanie makijażu. Swoje blond włosy związałaś w koka, z sukienki przebrałaś się w dresy. Zjadłaś kolację i oglądałaś telewizję.
    Zastanawiasz się, czy ty przypadkiem nie lecisz na dwa fronty. Chyba tak. Boisz się, że zakochasz się w obydwóch. A zaryzykujesz i wrócisz do Polski, chociażby na tydzień. Do Olki. A co...

_______
Krótki, ale szybko dodałam, można się cieszyć. SUPRAJJS :) Chciałam popracować tutaj na blogu, ale zaraz jadę na imieniny "babci".  Do następnego ;) 

piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 7.

      Płaczesz i czujesz ból głowy. Po chwili zasypiasz. Budzisz się o szóstej rano i masz mdłości. To u ciebie normalne. Dzisiaj nie idziesz do pracy, ale znając życie przyjdzie osobnik, z którym wczoraj tak jakby się pokłóciłaś. Lubisz go. Nawet bardzo. Często ci go brakuje. Dlaczego?
      Nie wiesz sama. Taka przeplatanka. Lubisz go, ale nie wiesz dlaczego ci go brakuje. Boisz się odrzucenia, ale chcesz z nim być. Czyli normalka. Słyszysz pukanie do drzwi w okolicy godziny siódmej. Idziesz zdziwiona otworzyć i widzisz duży bukiet róż na wycieraczce. Bierzesz ten bukiet i zauważasz karteczkę z jakąś wiadomością. Zamykasz drzwi i idziesz do kuchni, by włożyć bukiet w jakąś długą szklankę. Otwierasz karteczkę.
Cześć Kasiu :) Tu Marco ;) Wiem, że może jak się dowiedziałaś, że to ode mnie kwiaty wywalisz je. Ale nie umiem przepraszać. Dlatego przepraszam... :* PS. Przyjdź o 11 do najlepszej kawiarenki w mieście, wiesz do jakiej, lubisz ją. :) 
     Czyżby on cię chciał zaprosić na randkę? Tak! Chwilę sobie analizujesz, to co ci napisał Marco. Idziesz pod długi, gorący prysznic. Po wyjściu spod prysznicu, wysmarowałam się przeróżniejszymi olejkami, balsami...Była godzina dziewiąta. Trochę się wymalowałaś- korektor na niedoskonałości, tusz do rzęs, kredka do oczu, cień do powiek... Na ubiór wybrałaś sweterek, bokserkę, jeansy i szpilki. Po sprawdzeniu godziny okazało się, że malowanie się i przebranie się zajęło ci godzinę. Wypsikałaś się swoimi ulubionymi czekoladowymi perfumami, dobrałaś kolczyki, wisiorek i bransoletkę. Narzuciłaś jeszcze szybko małą, czarną torebeczkę i wyszłaś z mieszkania, ówcześnie je zamykając. Przy wychodzeniu z bloku, zderzyłaś się z Lewandowskim.
-No proszę, idziesz do Marca, co?
-A nawet jeśli, to nie możesz mi tego zabronić.- uśmiechnęłaś się z pogardą i ruszyłaś do twojej ulubionej kawiarenki, wyglądem nieróżniącą się od pozostałych kawiarenek.
     Weszłaś i przy oknie siedział Marco. Lekko się uśmiechnął i wstał. Podał ci dłoń z przywitaniem. Lekko skinęłaś głową i gdy Marco odsunął ci krzesło, bardzo się zdziwiłaś. Usiadłaś, a on przysunął cię do stoliku. Był ubrany w czerwoną, kratkowaną koszulę i czarne dżinsy. Poczułaś od niego całkiem przyjemne perfumy. Po chwili przyszedł kelner, a ty z pamięci od razu podałaś zamówienie; zielona herbata i kremówka. Marco także zamówił kremówkę, ale ziołową herbatę. Widać było, że bardzo lubił tutaj siedzieć. Patrzał na ciebie, lekko się uśmiechając.
-Jak się czujesz?- zagadał.- Po tej operacji i tego?- uśmiechnął się.
-Dobrze, nie jest źle.- uśmiechnęłaś się.- A ty się pokłóciłeś z Robertem? Bo się chamsko zachowuje, jak mówimy o tobie... Okazyjne.- podkreśliłaś.
-Fakt, pokłóciliśmy się. Tak bardziej o ciebie. Bo ty mu się podobasz i gdy się dowiedział, że cię zaprosiłem na tak zwaną randkę, ostro się zdenerwował. Zaczął krzyczeć, że mam cię zostawić, uwierz mi. Zależy mu na tobie.- spojrzał na ciebie.- I mi też zależy na tobie...- wyszeptał.
-Lubię Roberta, ciebie też. No, ale... Nie wiem...- wyszeptałaś i dostaliście swoje zamówienia.
      Siedzieliście w ciszy, rozkoszując się kremówką i herbatami. W międzyczasie dwa razy zadzwonił do ciebie Robert, ale nie odebrałaś. Za trzecim razem, Marco powiedział:
-Odbierz.
       Przegryzłaś dolną wargę i odebrałaś telefon. Robert zaczął na ciebie krzyczeć, dlaczego nie odbierasz, że się martwi o ciebie.
-Zamknij się.- warknęłaś.- Robert, jestem z Marciem na kremówce. Chyba że czegoś bardzo chcesz. Jeśli tak, to nie krzycz na mnie i się uspokój.- powiedziałaś spokojnie. -Więc jak? O szesnastej idziemy na miasto?- uśmiechnęłaś się.
-Dobra. Do zobaczenia.- powiedział obrażony i się rozłączył.
-Idziemy na obiad? Bo już ta pora się zbliża.- Marco spojrzał na zegarek. Lekko przytaknęłaś.
        Twój towarzysz poszedł zapłacić, a ty czekałaś na niego. Wyszliście z kawiarenki pod rękę. Coś polubiłaś Reusa...

__________
Wiem, że spóźnione :(( Nie miałam weny i by kiszka wyszła.. Nie wiem kiedy następny. Nic nie obiecuję. Do popisania. 

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 6.

      Wróciłaś do domu z targu. Przy powrocie kupiłaś coś do jedzenia. Na obiad weszłaś do jednej z sieci McDonald's i kupiłaś sobie dwa hamburgery i zjadłaś je. Posprzątałaś i w odwiedziny przyszła mała Maria z ojcem. Trochę jesteś speszona obecnością Łukasza. Wypytuje cię o relacje z Lewandowskim. Odpowiadasz krótko i stanowczo. Około dziewiętnastej Maria z Łukaszem wychodzą, a ty siadasz na kanapie i zaczęłaś płakać. Tak bezbronnie.
-Nie ma płakania!- mówisz sama do siebie i wstajesz zjeść kolację i spać.
       Rano poszłaś do marketu. Nie uważając, koszykiem uderzyłaś w koszyk jakiegoś mężczyzny. Po przyjrzeniu się mu, stwierdzasz, że to Marco Reus. Cicho klniesz pod nosem.
-Nie spodziewałaś się mnie?- spytał roześmiany.
-No jak widzisz nie jestem uszczęśliwiona.- warczysz.
-Wow, jaka groźna, boję się.- udał przestraszonego.
-Weź się zamknij, dobra? Nie jestem w humorze, bo cię spotkałam.- mówisz i odchodzisz od niego. Nie zorientowałaś się, że z torebki wypadły ci tabletki antydepresyjne. Masz depresję. Bardzo często daje oznaki.
-Hej, księżniczko, coś ci wypadło.- podchodzi do ciebie Marco przy kasie.
-Dzięki.- mruczysz i płacisz.
-Dlaczego jesteś dla mnie chamska? Co ci zrobiłem?- spytał nic nieświadomy Marco.
-Mam wiele powodów, jasne?- odpowiadasz. Oczywiście, że kłamiesz.
        Reus daje ci spokój. Wychodzisz z marketu i wracasz do domu. Nic ważnego nie kupiłaś- chleb, serki, potrawkę chińską, wędliny, warzywa, owoce- jedzenie tylko. Robisz sobie obiad i ktoś puka do drzwi. Klniesz znowu pod nosem i idziesz otworzyć.
-Kto zapragnął mnie odwiedzić i przerwać moją cholernie fajną ciszę?- warczysz po polsku.
-Też się stęskniłem.- usłyszałaś głoś słabego Roberta, a ty stałaś się cała blada.
-Robert?- piszczysz i próbujesz zamknąć drzwi.
-Kaśka, stęskniłem się.- wyznaje i wchodzi do mieszkania i cię przytula.
-Robert.- mówisz stanowczo i się od niego odsuwasz. - Napijesz się czegoś?- pytasz.
-Nie, dzięki. Mogę zostać na obiad? Bo czuję świetne zapachy.- powiedział.
-Jak chcesz.- mówisz i idziesz do kuchni, zrobić do końca obiad.- Robert!- wołasz go, a on po chwili przychodzi.
       Zjadacie potrawkę chińską. Robert bardzo ją chwali. Po chwili pyta się, co odwalasz przy Marcu.
-Jak co odwalam? Jestem normalna!- unosisz się.
-A te tabletki!? Te antydepresyjne!?- krzyczy.
-Nie twoja sprawa!- i biegniesz do sypialni, gdzie się zamykasz i płaczesz.
        Robert próbuje się do ciebie dodzwonić... Próbował już wszystkiego. I daje sobie spokój. Wraca do swojego mieszkania. A ty, mała i chuda, bezbronna... Płaczesz w sypialni w swojego pluszowego misia....

---------
Ta-da! Lipka ;) W końcu weekend ;P Zapraszam na kolejnego w środę 28 stycznia . :) Proszę, komentujcie- jeden komentarz = wiele motywacji! :) 

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 5.

       Robert nie może cię odwiedzać. Jest za słaby. Ty niekiedy odpuszczasz sobie wizyty u przyjaciela. Zastanawiasz się, czy powiedział prawdę na samym początku. Tą śpiewkę o matce i o fundacji. Niby nie ma kasy. Ale przecież jest piłkarzem, to niby dlaczego nie ma tej kasy?
        Nadszedł dzień, w którym opuścisz szpital. Chcesz się odciąć od Lewandowskiego, przynajmniej na tydzień. Szybkim krokiem wychodzisz ze szpitalu i napotykasz się na przystojnego blondyna.
-Hej, czy ty to przypadkiem nie ta Kaśka naszego Lewego?- zagaduje.
-Nie wiem.- odpowiadasz speszona i próbujesz odejść, ale blondyn nie chce ci dać odejść i idzie za tobą.- Słuchaj, nie znam cię zbyt. Kim jesteś?- pytasz.
-Marco Reus.- odpowiada i podaje ci dłoń.
-Katarzyna Madej.- z niechęcią podajesz dłoń Marcowi i wchodzisz do autobusu.
        Blondyn nie wszedł za tobą, bo poszedł do szpitala. Wypuszczasz powietrze z ulgą. Po półgodzinnej przejażdżce wychodzisz przed swoje osiedle. Wolnym krokiem idziesz do mieszkania i rozkoszujesz się zapachem osiedli. Tak bardzo ci ich brakowało. Niby czyste powietrze, ale jednak zabrudzone. Wchodzisz do swojej klatki schodowej. Nic się w niej nie zmieniło- pełno gratów i jeden wielki brud. Kochasz to. Wchodzisz do swojego mieszkania. Pierwsze co, to czuć ten charakterystyczny smrodek od niewietrzenia. Otwierasz okna i wietrzysz mieszkanie. Zamawiasz pizzę, ponieważ była pora kolacyjna. Zamówiłaś twoją ulubioną i zjadłaś przed telewizorem. I tak zasypiasz. Budzisz się o dziewiątej.
         Idziesz na targ w centrum Dortumundu. Kupujesz piękną beżową kurteczkę z ćwiekami. Już ją kochasz. Na dodatek kupujesz piękne czarne koturny, które świetnie pasują do kurteczki.

_____________________________________
O Jejxiu! Nie wiem jak wyszło, wiem, że okropnie. A teraz lecę się uczyć wierszu. Kolejnego rozdziału można się spodziewać w 23 stycznia (piątek). 

czwartek, 15 stycznia 2015

Rozdział 4.

     Obudziłaś się zlana zimnym potem. Śnił ci się koszmar. Któryś raz z rzędu.
     Tym razem biegłaś przez ciemny las w samym granatowym podkoszulku i krótkich spodenkach. Miałaś lekko spięte swoje brązowe włosy. Zapewne wstałaś i ktoś cię gonił. Dobiegłaś na skraj klifu. I musiałaś wybrać. Śmierć czy śmierć. Nożownik czy skała. Już miałaś wybierać, gdy nagle się zerwałaś ze snu.
      Spojrzałaś na wyświetlacz telefonu, który wskazywał godzinę piątą nad ranem. Zagrałaś w różne gry na telefonie i przyszła pielęgniarka.
-Widzę pani Kasiu, że nie może pani spać.- uśmiechnęła się ciepło, sprawdzając EKG.
-Koszmary mnie dręczą.- lekko się uśmiechnęłaś.
       Chwilę porozmawiałaś z pielęgniarką i przynieśli ci śniadanie. Zjadłaś tyle co kot napłakał, czyli prawie nic. Zadzwoniła Aniela, informując, że Łukasz za chwilę przyjedzie, by zabrać cię do Roberta.
      I nagle przed tobą stanął widok nożownika. Brunet o jasnozielonych oczach. Nie, to nie jest Robert, bo on ma szare oczy. Takie uwodzące... I ten nożownik był niższy od Lewandowskiego.
      Przyjechał  blondyn i zabrał cię do twojego przyjaciela. Miał otwarte oczy, lekko zmęczone. Spojrzał się na ciebie i wysłał lekki uśmiech. Też się lekko uśmiechnęłaś i chwyciłaś jego dłoń. Łukasz wyszedł z sali, zostawiając was samych.
-Żyjesz...- szepczesz.
-Ano...- uśmiechnął się.
-I nie umarłeś.- uśmiechnęłaś się.
-No jak żyję, to raczej nie.- zaśmiał się.
      Brakowało ci tego. Jego uśmiechu, szarych tęczówek, dotyku. Jego całego ci brakowało, jak nigdy w życiu. Czy to miłość? Po tobie można się wszystkiego doczekać. Nigdy nic nie wiesz, jesteś Diabłem w skórze Aniołka. Cała ty.

______________
Dupa dupa, dupa! :D Wiem... Lipa z miodem :D Haha. :D 

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 3.

    Operacja się udała. Leżysz na łóżku szpitalnym czekając na Roberta. Obiecał ci, że przyjdzie zaraz po treningu. Przyszła twoja kuzynka z dzieckiem. Praktycznie nic o sobie nie wiecie. Nie wiesz, kto jest ojcem Marii. Aniela nic o nim nie mówiła. Nagle do twojej sali wchodzi Łukasz Piszczek. Otwierasz szeroko oczy, gdy podchodzi do Anieli i Marii i obie dwie przytula do siebie. 
-Łukasz Piszczek.- podaje ci dłoń. 
-Katarzyna Madej.- uścisnęłaś mu dłoń, lekko się rumieniąc, gdy musnął twoją dłoń ustami. - Gdzie jest Robert?- spytałaś, modląc się, by odpowiedział. 
-Oddział wyżej w sali sto osiem...- odpowiedział cicho. 
      Klniesz pod nosem wszelkie możliwe przekleństwa. Każesz Łukaszowi, by szedł po wózek inwalidzki. Chcesz iść do Lewego. On był przy tobie, gdy ty leżałaś i cierpiałaś. Znosił każdy twój ból. A ty dowiedziałaś się teraz, że on cały czas był przy tobie... Piszczek wrócił z wózkiem i pomógł ci dojść na oddział wyżej. Jesteś w sali, gdzie leży Lewandowski. Do jego ciała podłączonych jest pełno kabli, kabelków... Zauważyłaś, że jest nieprzytomny. Każesz Łukaszowi, by wrócił do Anieli i Marii, bo chcesz tu zostać. Łukasz wyszedł, a ty złapałaś Roberta za dłoń, którą ucałowałaś. 
       Zaczęłaś płakać. Jak małe dziecko... Przyjrzałaś się mu. Był cały poobijany, posiniaczony. Miał wypadek. Zaczynasz mówić do niego, mając nadzieję, że Robert cię usłyszy. Około godziny policyjnej przyszła pielęgniarka, bo cię szukała. Na widok twój i Roberta ciężko wzdycha i ma łzy w oczach. Pożegnałaś się z Robertem i wróciłaś na swój oddział. Położyłaś się i zasnęłaś. 
______
Jednak wróciłam. Stwierdziłam, że jest sens prowadzić tego bloga nadal. A tymczasem zapraszam na Maleję i rosnę każdego dnia. :) Buziaki ;)