piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 6.

      Wróciłaś do domu z targu. Przy powrocie kupiłaś coś do jedzenia. Na obiad weszłaś do jednej z sieci McDonald's i kupiłaś sobie dwa hamburgery i zjadłaś je. Posprzątałaś i w odwiedziny przyszła mała Maria z ojcem. Trochę jesteś speszona obecnością Łukasza. Wypytuje cię o relacje z Lewandowskim. Odpowiadasz krótko i stanowczo. Około dziewiętnastej Maria z Łukaszem wychodzą, a ty siadasz na kanapie i zaczęłaś płakać. Tak bezbronnie.
-Nie ma płakania!- mówisz sama do siebie i wstajesz zjeść kolację i spać.
       Rano poszłaś do marketu. Nie uważając, koszykiem uderzyłaś w koszyk jakiegoś mężczyzny. Po przyjrzeniu się mu, stwierdzasz, że to Marco Reus. Cicho klniesz pod nosem.
-Nie spodziewałaś się mnie?- spytał roześmiany.
-No jak widzisz nie jestem uszczęśliwiona.- warczysz.
-Wow, jaka groźna, boję się.- udał przestraszonego.
-Weź się zamknij, dobra? Nie jestem w humorze, bo cię spotkałam.- mówisz i odchodzisz od niego. Nie zorientowałaś się, że z torebki wypadły ci tabletki antydepresyjne. Masz depresję. Bardzo często daje oznaki.
-Hej, księżniczko, coś ci wypadło.- podchodzi do ciebie Marco przy kasie.
-Dzięki.- mruczysz i płacisz.
-Dlaczego jesteś dla mnie chamska? Co ci zrobiłem?- spytał nic nieświadomy Marco.
-Mam wiele powodów, jasne?- odpowiadasz. Oczywiście, że kłamiesz.
        Reus daje ci spokój. Wychodzisz z marketu i wracasz do domu. Nic ważnego nie kupiłaś- chleb, serki, potrawkę chińską, wędliny, warzywa, owoce- jedzenie tylko. Robisz sobie obiad i ktoś puka do drzwi. Klniesz znowu pod nosem i idziesz otworzyć.
-Kto zapragnął mnie odwiedzić i przerwać moją cholernie fajną ciszę?- warczysz po polsku.
-Też się stęskniłem.- usłyszałaś głoś słabego Roberta, a ty stałaś się cała blada.
-Robert?- piszczysz i próbujesz zamknąć drzwi.
-Kaśka, stęskniłem się.- wyznaje i wchodzi do mieszkania i cię przytula.
-Robert.- mówisz stanowczo i się od niego odsuwasz. - Napijesz się czegoś?- pytasz.
-Nie, dzięki. Mogę zostać na obiad? Bo czuję świetne zapachy.- powiedział.
-Jak chcesz.- mówisz i idziesz do kuchni, zrobić do końca obiad.- Robert!- wołasz go, a on po chwili przychodzi.
       Zjadacie potrawkę chińską. Robert bardzo ją chwali. Po chwili pyta się, co odwalasz przy Marcu.
-Jak co odwalam? Jestem normalna!- unosisz się.
-A te tabletki!? Te antydepresyjne!?- krzyczy.
-Nie twoja sprawa!- i biegniesz do sypialni, gdzie się zamykasz i płaczesz.
        Robert próbuje się do ciebie dodzwonić... Próbował już wszystkiego. I daje sobie spokój. Wraca do swojego mieszkania. A ty, mała i chuda, bezbronna... Płaczesz w sypialni w swojego pluszowego misia....

---------
Ta-da! Lipka ;) W końcu weekend ;P Zapraszam na kolejnego w środę 28 stycznia . :) Proszę, komentujcie- jeden komentarz = wiele motywacji! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz